Zdrowie jest w nas Preeti Agrawal

„Zdrowie jest w nas” – recenzja książki dr Preeti Agrawal

przez BODYLOGIKA

To pierwsza książka, po którą sięgnęłam, chcąc zgłębić temat holistycznego leczenia endometriozy. Bo jak się pogodzić z tym, że tradycyjne metody to operacje, kuracje hormonami i szprycowanie środkami przeciwbólowymi? Miałam mętlik w głowie, mnóstwo wątpliwości i silną motywację, by znaleźć swoją ścieżkę do zdrowia. Powiedziałam sobie: „No to sprawdzam!”. Czego się dowiedziałam?

Książka „Zdrowie jest w nas” – skąd się wzięła w mojej biblioteczce?

Z dobrych 7 lat temu czytałam tę książkę z całkiem innym nastawieniem. To był moment, kiedy podjęłam decyzję, że czas wziąć zdrowie w swoje ręce i nie poddawać się bezwiednie proponowanym tradycyjnym metodom leczenia, po których wcale nie czułam się dobrze. Nocami wertowałam różne publikacje (głównie obcojęzyczne), aktywnie uczestniczyłam w dyskusjach na forach dla kobiet z endometriozą, różnego rodzaju spotkaniach, warsztatach… Być może znasz to z autopsji. 

Efekt był taki, że – owszem – wiedziałam już, że można inaczej. To krzepiące. Tylko, jak to wszystko poukładać w jakiś sensowny plan? Co jest warte uwagi, a co odrzucić? Od czego zacząć? Szybko, szybko, bo fatalnie się czułam po kuracjach farmakologicznych. Poganiałam się batem (nieładnie). Mimo tego, że po operacji bóle minęły, pojawiały się nowe dolegliwości, m.in. skutki uboczne przyjmowanych leków, chroniczne zmęczenie. Wciąż nie miałam siły być sobą!

W tej sytuacji postanowiłam sięgnąć po wiedzę kogoś, kto ma większe doświadczenie – dr Agrawal.

O autorce

Dr Preeti Agrawal to dr nauk medycznych, specjalistka II stopnia ginekologii i położnictwa z ponad 20-letnim doświadczeniem. Zajmuje się medycyną integracyjną – połączeniem medycyny akademickiej z medycyną naturalną, czyli: 

  • ajurwedą, 
  • ziołolecznictwem, 
  • medycyną chińską, 
  • suplementacją,
  • zdrową dietą, 
  • terapiami uzupełniającymi. 

Znajoma kiedyś wspominała mi o ginekolożce z Indii, która zadaje dziwne pytania i stosuje niekonwencjonalne metody. Wtedy puściłam tę informację mimo uszu, by po paru latach poczuć, że chcę zweryfikować sama te „dziwne” metody. Każdy z nas ma inną optykę. Ale najpierw dowiem się, na czym polega integracyjne (holistyczne) podejście do leczenia. 

Takim skrótem była dla mnie książka, której pełny tytuł brzmi: „Zdrowie jest w nas. Sztuka łączenia wiedzy medycznej, terapii naturalnych i mądrości ciała”. 

Dla kogo jest ta książka, a dla kogo nie?

Jeśli z przyjemnością przeczytałaś „Ciało kobiety, mądrość kobiety” Christiane Northrup, odpowiada Ci styl pisania autorki „Biegnącej z wilkami”, medytujesz, pracujesz lub chcesz pracować nie tylko nad ciałem, ale i emocjami, to pochłoniesz lekturę w parę godzin.

Jeśli twardo stąpasz po ziemi, do tego stopnia, że w swojej optyce kierujesz się głównie badaniami laboratoryjnymi, medycznymi faktami, a do tego masz drgawki, kiedy słyszysz uduchowione sentencje wygłaszane podniosłym tonem, to możesz nie przebrnąć przez niektóre fragmenty.

Osobiście jestem gdzieś pośrodku. Nie traktowałabym tej lektury jako ryzykownej poznawczo, a wzbogacającej własny punkt widzenia. Sama podchodzę do niej zarówno z otwartym umysłem, jaki i krytycznie. Czytając ją przyswajam bliskie mi fragmenty, a pomijam te, które mnie na ten moment nie przekonują. Przeczytałam tę książkę 3 razy i za każdym razem odbieram ją inaczej. 

Lektura ta jest dla Ciebie, jeśli:

  • chcesz poznać holistyczne metody leczenia i utrzymania zdrowia,
  • zmagasz się z niepłodnością,
  • chorujesz na endometriozę, 
  • chorujesz na nowotwór,
  • interesuje Cię zdrowie dziecka,
  • chcesz zgłębić terapie wschodnie i fizykoterapię. 

W ostatnim rozdziale znajdziesz dużo uniwersalnych zasad zdrowej diety (+ przepisy), przydatnych w zasadzie dla każdego. 

Esencja, czyli jaki przekaz wybrzmiewa z tej książki? 

Moim zdaniem taki, że holistyczne leczenie endometriozy, czy innych chorób, to przede wszystkim zmiana sposobu myślenia. O sobie, o chorobie, o byciu zdrową. Zaakceptowanie, że czeka Cię praca w kontekście całego Twojego życia, a nie skupianie się na objawach choroby, bez łączenia ich z emocjami, Twoimi przeżyciami i całą historią chorobową, w zasadzie nie tylko Twoją, ale i Twoich bliskich. Brzmi, jak kawał roboty do zrobienia – wiem. Chcę rozwiać Twoje obawy, że zachowanie zdrowia to katorżniczy wysiłek dla osób z mnóstwem czasu, determinacji i zasobów finansowych. Choć na pewno jest wtedy łatwiej, nie zaprzeczam. Wyłuskałam taką myśl ze wstępu:

„Kosztem niewielkiego, lecz systematycznego wysiłku możemy nauczyć się, jak posługiwać się różnymi metodami leczenia”.

Z przekazu dr Agrawal wybrzmiewa też myśl, że zdrowie to wynik naszych świadomych działań. Zdrowie nie jest żadnym abstrakcyjnym pojęciem – czymś, co nam się przytrafia albo i nie. Kapryśnym dziełem przypadku. Sami na nie pracujemy. 

I tutaj mam rozdźwięk. Spowodowany własnymi doświadczeniami. Z czasem takie myślenie zaczęło mnie wpędzać w poczucie winy, że skoro tylko ja mam wpływ na moje zdrowie, to sama zapracowałam sobie na różne dolegliwości. Po każdym symptomie z ciała zachodziłam w głowę, co zrobiłam nie tak. Można dostać od tego szajby!

Dodam, że miałam wtedy rozpisany cały harmonogram dnia. Zalecenia zdrowotne na każdą porę dnia. Dopadały mnie wyrzuty sumienia, gdy o czymś zapomniałam albo pozwoliłam sobie na małe odstępstwo od reguły. Potrafiłam też latami sumiennie wywiązywać się z każdego zalecenia, a i tak wrócić niespodziewanie do punktu wyjścia. Czułam wtedy frustrację. 

W moim odczuciu taka filozofia jest szkodliwa. Stawia nas w roli władców własnego ciała. A rządzą nim zbyt skomplikowane mechanizmy, by sądzić, że mamy nad nimi 100% kontroli. Przesadna orientacja na zdrowiu działa jak wyzwalacz napięcia. Zamiast poprawiać, obniża jakość życia i jeszcze potrafi wpędzić w kompleksy. Jakbyśmy miały miało na głowie w związku z przewlekłą chorobą.

Wcale nie zbuntowałam się i zaprzestałam całkowicie starań o lepsze zdrowie. Za to znalazłam w tym punkt równowagi. Codziennie dokonuję świadomych wyborów. Dbam o siebie bez sztucznej napinki. Mimo tego, wcale nie czuję się omnipotentną panią swojego ciała, która ma wszystko pod kontrolą. Mam do niego dużo pokory.

Ciało sprowadzało mnie do punktu wyjścia w momencie, gdy byłam przekonana, że wiem lepiej, co jest dla niego dobre, bo naczytałam się i wypróbowałam niezliczone ilości metod, odwaliłam kawał roboty na każdej płaszczyźnie, łącznie z psyche, więc mam sytuację zdrowotną opanowaną. W końcu to ja o tym decyduję. A tu zonk! Kryzys wraca jak bumerang. I mogę z tym walczyć, obwiniać siebie albo przetrawić i ogarnąć sytuację, po swojemu. 

Życie to nie chemia! Czyli nie samymi wynikami badań człowiek żyje…

Autorka podkreśla, że miarą zdrowia nie są wyłącznie wyniki badań laboratoryjnych i regularnych wizyt u lekarza. To nasza dojrzałość życiowa świadczy o zdrowiu. Harmonia na kilku poziomach:

  • fizycznym – gdy organizm jest zdrowy, dobrze funkcjonuje;
  • emocjonalnym – kiedy czujesz się dobrze, jesteś szczęśliwa tu i teraz;
  • duchowym – masz kontakt ze sobą, ze swoim wnętrzem (znasz własną tożsamość, przyczyny konfliktów, stanów przygnębienia, wiesz jak wykorzystać tę wiedzę dla swojego dobra).

Dr Agrawal zachęca, by nie patrzeć na zdrowie wyłącznie przez pryzmat wyników badań, zdjęć rentgenowskich czy posiewów bakterii. Pisze o włączeniu do leczenia osobistych doświadczeń pacjenta. 

Fragmenty „hola, hola, chyba nie tędy droga…”

Przy pierwszym czytaniu książki te fragmenty były w zgodzie z moim sposobem myślenia o chorobie. Teraz brzmią dla mnie zbyt radykalnie. Oto jeden z nich.

„Choroba nie musi być tragedią, może być szansą”. Samo zdanie brzmi jeszcze OK, natomiast cały rozdział trąci gloryfikowaniem choroby i jej sensu w życiu. Myślenie o chorobie w kategorii szansy na zmianę, przewartościowania życia i postrzegania choroby jako dar od losu, nie brzmi dla mnie do końca w porządku. Zgadzam się z tym, że taka sytuacja niejako wymusza na nas zmiany. Możemy do nich podejść z pozytywnym nastawieniem, jednak daleka jestem od gloryfikowania roli choroby w życiu człowieka. Zaraz przypomina mi się „cierpienie uszlachetnia” i tym podobne absurdy. Powstrzymałabym się od racjonalizacji choroby. Jak się uprzeć, to wszystkiemu można nadać sens. Zwłaszcza trudnym doświadczeniom, bo wtedy łatwiej nam je zaakceptować. 

To oczywiście moja interpretacja. Zweryfikuj sama, jak to dla Ciebie brzmi:

„Poprzez chorobę, a właściwie pracę nad sobą, którą choroba wymusza, poznajemy samych siebie i zdobywamy szansę osiągnięcia pełni. Pełnia nie polega jednak na wycofaniu się w głąb siebie i zamknięciu, na ucieczce od świata. Przeciwnie – jest poczuciem realizacji siebie i otwartością, zdolnością do czerpania radości z najmniejszych rzeczy. Jak widać, choroba jako droga do owej pełni, może być nam zatem przyjazna (…). Musimy tylko dogłębnie zrozumieć i właściwie zinterpretować jej sens”.

Przemyślenia na ten temat rozwinęłam w tekście: „Czy cierpienie uszlachetnia? Nie. Cierpienie zmienia”

Smaczki, czyli co wyłuskałam z tej lektury

Oczywiście po wstępie od razu przeszłam do rozdziału: „Endometrioza: czy i jak można ją leczyć”. A tam znalazłam krótkie omówienie tradycyjnych metod leczenia, w zależności od stopnia zaawansowania endometriozy, czyli leki z grupy gestagenów (słynne Visanne), następnie hamujące wydzielanie gonadotropin (jeszcze bardziej słynny – także ze skutków ubocznych – Danazol), analogi gonadoliberyny (nie wiem co to) i tabletki antykoncepcyjne na zahamowanie podziałów komórkowych śluzówki macicy. Większość testowałam na sobie (to dobre słowo, bo wiedzę na temat innych metod miałam znikomą, tradycyjnych również i czułam się jak królik w laboratorium) i przekonałam się, że nie tędy droga.

Dr Agrawal proponuje leczenie integracyjne endometriozy. Co to oznacza w praktyce? Zmiany w diecie, przyjmowanie naturalnych preparatów hormonalnych, witaminowych, ziołowych i porady psychologiczne. Leczenie układane jest indywidualnie po obszernym wywiadzie lekarskim. I to są właśnie te „dziwne” pytania, określone tak przez moją znajomą. Liczy się to, co jesz, jaki prowadzisz tryb życia, co przeszłaś Ty, Twoi bliscy, jak się mają Twoje relacje. Kto, w jakim wieku i na co chorował. Łączy się kropki i traktuje kobietę jako całość, a nie leczy wyłącznie wybrany organ czy symptom. 

Taki sam, obszerny wywiad dr przeprowadza z każdym pacjentem – czy to w przypadku nowotworów czy leczenia niepłodności, którym są poświęcone dwa osobne rozdziały. Kopie się głęboko i szuka przyczyny choroby. A ta źródeł może mieć wiele – stres z dzieciństwa, niewypowiedziane emocje, genetyka, tryb życia… To mogą być lata zaniedbań, więc odzyskiwanie zdrowia będzie procesem rozłożonym w czasie. Przechodzi się go w swoim tempie. 

Alternatywne metody leczenia endometriozy są tutaj omówione naprawdę skrótowo. Nie ma przesytu informacji, za to może pojawić się niedosyt. Np. dlaczego prądy TENS dają efekt przeciwbólowy? Lubię wiedzieć, co dokładnie dzieje się z moim ciałem, gdy wprowadzam do niego jakiś proces z zewnątrz. 

Terapie wschodnie (akupunktura, refleksoterapia stóp) w kontekście endometriozy omówione są zaledwie w dwóch zdaniach. 

Za to suplementacja witaminami, ziołami czy okłady z oleju rycynowego są minimalnie bardziej rozpisane, z podaniem istotnej informacji o tym, z jakiego powodu warto nimi leczyć endometriozę. 

Na samym końcu prawdziwym smaczkiem są „uniwersalne zasady zdrowego odżywiania”. Tu akurat na korzyść przemawia prosta forma i nieprzekombinowane przepisy, inspirowane częściowo kuchnią indyjską, np. ryż brązowy z kurkumą czy szpinak po hindusku. 

Lubię wracać do tej książki. Sprawdzać, jak zmieniło się moje postrzeganie zdrowia, przypominać sobie, co mogę jeszcze wypróbować, a co się u mnie nie sprawdza. To dobra pozycja na początek przygody z leczeniem holistycznym. Takie intro do dalszego pogłębiania wiedzy. Możliwe, że otworzy Ci oczy, jeśli chorujesz na endometriozę, nie możesz zajść w ciążę, leczysz się onkologicznie lub po prostu chcesz być zdrowa, a wydaje Ci się, że przetestowałaś już wszystkie metody. 

Warto się przekonać, z czym zostaniesz po jej lekturze. 

0 komentarzy
1

MOGĄ CIĘ ZAINTERESOWAĆ

Dodaj komentarz

Ta strona używa "ciasteczek", aby lepiej Ci się z niej korzystało. Jak Ci z tym? Kliknij OK lub dowiedz się więcej. OK Więcej